Korektę płci w Polsce można podzielić na kilka etapów.
Pierwszym jest diagnoza pacjenta jako osoby transseksualnej, dokonywana przez specjalizującego się w tym lekarza seksuologa. Oznacza ona serię wywiadów z nim, psychiatrą i psychologiem, konieczność dostarczenia badań genetycznych i innych zleconych badań medycznych (nie ma jednej skutecznej metody zdiagnozowania transseksualizmu – można co najwyżej wykluczyć zaburzenia powodujące, że człowiek utożsamia się z płcią inną niż wskazują na to genitalia – i każdy lekarz wypracował sobie inny kanon badań niezbędnych mu do postawienia diagnozy). Niektórzy lekarze nadal zlecają test realnego życia, co oznacza, że osoba transpłciowa musi – bez względu na swój wygląd i sytuację życiową – przez dwa lata funkcjonować w roli zgodnej ze swoim Ja. To zalecenie wzbudza wiele kontrowersji. Czasem wymagane jest też pozostawanie pod stałą opieką psychologa. Byłby to dobry pomysł, gdyby nie fakt, że psycholog przeważnie współpracuje z diagnostą, co uniemożliwia osobom transpłciowym nawiązanie z nim relacji opartej na zaufaniu: terapeuta postrzegany jest bowiem jako narzędzie kontroli władcy-seksuologa. Główną trudnością na tym etapie jest jednak fakt, że bardzo ciężko znaleźć kompetentnego diagnostę, który zna się na temacie transpłciowości (wielu wciąż uważa ją za objaw schizofrenii), stale dokształca, jest obiektywny, nie wierzy w mity o bezwarunkowym pragnieniu operacji na narządach płciowych i obowiązkowej heteroseksualności, traktuje swoich pacjentów z empatią i szacunkiem…